sobota, 29 czerwca 2013

28.06.2013

1. Urodziny mojego taty
2. Obrona pracy licencjackiej
3. Demontaż aparatu z zębów

Jak na jeden dzień to wrażeń aż nadto!!!

poniedziałek, 13 maja 2013

Mania urządzania, mania gotowania

Wspólne mieszkanie z K. stało się dla mnie rzeczą oczywistą. Nie ma dnia, żebym nie zastanawiała się nad tym jak będziemy razem coś robić, co gdzie postawić, jakiego koloru będą poduszki i jaki obrusik położyć na ławę. Ogarnęła mnie mania poszukiwania ciekawych elementów wystroju wnętrz. Przy okazji obmyślam, które pomysły wykorzystać w naszym kąciku oczywiście niewielkim kosztem. Wspólne mieszkanie to też przygotowywanie posiłków. Przedsmak moich kuchennych rewolucji dałam gotując zupę jarzynową i gulasz. K. wcinał aż mu się uszy trzęsły. A jako, że lubię gotować, lubię kiedy goście jedzą i chwalą, poszukuję inspiracji na proste i oryginalne zakąski na przykład na małą imprezkę ze znajomymi. Już widzę ich miny jak zamiast stołu zastawionego tylko i wyłącznie alkoholem zobaczą takie cudeńka.

                        


 

piątek, 3 maja 2013

Dylematy przyszłościowe

Majówka trwa, a czas na blogu zamarł. Niby nie robię nic konkretnego, a czas przelatuje mi przez palce.
Jestem w domu, spotykam się z K., jeżdżę na rowerze, grilluję, K. wozi mnie skuterem, gotuję obiady dla rodzinki i leniuchuję. Tak w skrócie wygląda mój początek maja.
Wciąż przeżywam huśtawkę nastrojów, od czasu do czasu posprzeczamy się z K., zbyt łatwo się denerwuję i zniechęcam. Nieraz miewam wątpliwości czy wspólne mieszkanie to faktycznie dobry pomysł. Mieszkanie, w którym zamieszkał K. jest w średnim standardzie, a nawet bardzo średnim. Na pewno przekonująca jest cena i to jest chyba jedyny, ale za to bardzo duży plus tego mieszkania. Potrzeba jeszcze dużo pracy, żeby dało się w nim mieszkać, jeśli chodzi o mnie. Jednocześnie czuję się zaangażowana i mam pomysł jak sprawić, żeby to wnętrze stało się bardziej przyjazne i przytulne.
Boję się trochę tych zmian, boję się, że nie podołam, że coś nie wyjdzie. Ale z drugiej strony, w końcu trzeba się sprawdzić, bo jeśli faktycznie mamy przetrwać wszystko to musimy ze sobą być na dobre i złe. Chciałabym po wakacjach napisać tu, że wszystko układa się fajnie, mam pracę, mieszka się spoko i rozpoczynam studia zaoczne. Bardzo poważnie zastanawiam się jednak nad tym, żeby złożyć dokumenty w razie W na studia dzienne...
Postanowiłam, że jak tylko wrócę do Wrocławia, ogarnę co trzeba, spiszę sobie swoje postanowienia, przemyślenia i plany na kartce oraz poinformuję rodziców o mojej decyzji. Wolę nie myśleć jak będę to przeżywać i się stresować, ale CHYBA podjęłam decyzję. Czas najwyższy posłuchać siebie samej. Dać sobie szansę na spełnienie marzeń. Zrobić tak, żeby potem nie żałować, że się nie spróbowało. Nie słuchać rodziców. Nie przejmować się opinią koleżanek. Nie uczestniczyć w wyścigu szczurów. Nie robić nic na siłę, tylko dlatego, że wypada, bo tak teraz trzeba. Zrobić coś dla siebie, miłości i swojego szczęścia. Wybrać to, co naprawdę jest ważne w życiu, MOIM ŻYCIU.

piątek, 26 kwietnia 2013

Kwietniówka

Jutro przyjeżdża do mnie K., żeby spędzić całe dwa dni we Wrocławiu, a potem wrócić razem do domu. Cieszę się na ten przyjazd, przygotowałam jedzenie na śniadanie i obiad. Oby tylko prognozy się nie sprawdziły i pogoda się nie zepsuła.
Wybrałam się dziś na zakupy i moim łupem padła śliczna czarna sukienka z Orsay przeceniona na jedyne 40 zł. Uważam, że to dobra okazja, tym bardziej, że jest z dobrego materiału, do tego jej klasyczny krój sprawia, że nada się na różne okazje.
Byłam na konferencji dot. rozwoju osobistego i kariery zawodowej, gdzie największe wrażenie zrobił na mnie facet, który pochodzi z Ukrainy, przyjechał na studia do Wrocławia, a wkrótce wyjechał do Stanów i pracował w Dolinie Krzemowej. To dopiero musi być ktoś! Zawsze duże wrażenie robią na mnie ludzie, którzy coś osiągnęli, szczególnie jeśli próbuję wyobrazić sobie czy ja bym tak potrafiła.
Hmm... zasiadłam do pisania w przypływie weny, ale chyba jednak mam odpływ. A może tak jestem podekscytowana zbliżającym się weekendem i potem majówką w domu, że nie mogę się skupić na pisaniu?

środa, 24 kwietnia 2013

Dziewczyna znad morza w górach

Jestem mega szczęśliwa i dalej czuję w nogach moją górską wyprawę. Zaopatrzona w przewodnik ruszyłam z domu o 8:30, żeby o 10 być już pod szczytem. Zachęcona informacjami na słupach o półtoragodzinnym czasie wejścia na szczyt ruszyłam ochoczo do przodu.


Pogoda była ładna, choć słońce jakby trochę przytłumione przez co widoczność była ograniczona. Z początku było fajnie, ale z każdym krokiem robiło się coraz ciężej, coraz stromiej i coraz bardziej mokro na moim czole. Dopiero po fakcie pomyślałam, że w przewodniku nie zastosowano żadnej skali trudności tras i ja niczego nie świadoma wybrałam chyba tą najbardziej stromą... Ale jak to ja, ambitnie stawiłam czoła wyzwaniu i tak z przerwami na zdjęcia, odpoczynek i łyk wody, kilka minut po 12 znalazłam się na szczycie. Półgodzinny odpoczynek, mała przekąska i rozpoznanie trasy powrotnej. Postanowiłam wrócić inną drogą w ramach urozmaicenia. Z górki schodziło się dużo przyjemniej, choć czasem łydki dawały o sobie znać. Na dole byłam już bardzo zmęczona, wsiadłam do autobusu i zaczęło wychodzić ze mnie zmęczenie połączone z przebywaniem na świeżym powietrzu. Kiedy zdjęłam buty i położyłam się w łóżku myślałam, że zasnę w mgnieniu oka, ale doszłam do siebie po około 15 minutach i na tym zakończyłam odpoczynek. Starczyło mi jeszcze sił, żeby zrobić rundkę po sklepach w poszukiwaniu sukienki.
Z K. już chyba wszystko dobrze. Słychać wyraźnie, że czuje się lepiej, umiem to wyczuć po jego głosie. Ale i tak planuję jeszcze poważnie pogadać i ustalić kilka rzeczy. Zaskoczył mnie bardzo, bo kupił sobie skuter! Trochę mam mu za złe, że nie powiedział mi wcześniej, nie skonsultował tej decyzji, bo chciałabym, żebyśmy razem decydowali o pewnych sprawach jeśli mamy razem zamieszkać, jeść z jednego garnka i utrzymywać się z jednej kieszeni. Ale cieszę się, bo słyszę, że jemu sprawia to dużą radość. A i ja czuję dreszczyk emocji na myśl, że mnie przewiezie! Jakoś wcześniej nie miałam okazji jeździć ani na skuterze, ani na motorze.
Zbliżam się już do końca mojej pracy licencjackiej, pozostało mi jeszcze dogranie szczegółów, napisanie wstępu i zakończenia.
Nie wiem jak i skąd, ale dotarły do mnie powiewy pozytywnego patrzenia na przyszłość. Staram się regularnie ćwiczyć, odliczam dni do wizyty u fryzjera, nie mogę się doczekać aż pozbędę się drutów z zębów i nawet moje uszko więcej słyszy!

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Zmagania na rynku pracy

Odbyłam dziś rozmowę kwalifikacyjną w biurze nieruchomości. Muszę przyznać, że wysoko oceniam profesjonalizm moich rozmówców i miejsca, w którym się spotkaliśmy. Jednak nie umniejsza to mojej frustracji i rozczarowaniu, ponieważ skończyło się jak zwykle - nie ma Pani doświadczenia. Wychodząc stamtąd w, bądź co bądź, dobrym humorze postanowiłam spisać rady dla samej siebie na przyszłość:
1) poprosić szanownego pracodawcę o radę jak przekonać rekrutera, aby dał szansę zdobycia doświadczenia osobie, która go jeszcze nie posiada, w końcu każdy kiedyś zaczynał od zera, a jak mam zdobyć doświadczenie, kiedy nikt nie chce dać mi takiej możliwości nawet półdarmo?
2) zabierać ze sobą swoje dyplomy, świadectwa
3) tak, mam doświadczenie w sprzedaży, widziałam akt notarialny potwierdzający sprzedaż działki przez babcię
4) kupić czerwoną sukienkę, czerwony przykuwa uwagę, a sukienka doda jednocześnie kobiecości i elegancji (rada mojej siostry)
Rano byłam też w Urzędzie Pracy. Byłam przelotem, to znaczy weszłam właściwie tylko skorzystać z toalety, ponieważ zrobiło mi się niedobrze od ilości osób i zaduchu, który tam panował. Poza tym, bez obrazy dla bezrobotnych, w końcu sama nią jestem, ale czułam się tam trochę jak w dzielnicy biedoty czy też patologicznych slamsach. Ci ludzie byli dziwni...
Jestem zniesmaczona wrocławskim rynkiem pracy, coraz bardziej zaczynam myśleć o szukaniu szczęścia nad morzem. Tylko nikt nie powiedział, że tam będzie lepiej. Może chociaż na sezon coś znajdę, żeby tylko nie siedzieć w domu. A jutro górki!

niedziela, 21 kwietnia 2013

Ja turystka

Marzę o tym, żeby gdzieś wyjechać. Już taka jestem, że nie posiadam gromadki przyjaciół tworzących zgraną paczkę, dlatego zwykle podróże planuję z drugą połówką. Niestety K. nie jest zbyt zainteresowany bo nadal mu się nie chce. Nawet jak dziś zasugerowałam, że fajnie by było gdzieś wyjechać, bo od ostatniego wyjazdu minęło 8 miesięcy, a poza tym zbliża się kolejna mała rocznica i mimo, że on nie uznaje i nie obchodzi rocznic, to zawsze jest jakaś okazja, żeby wyrwać się chociaż na jeden czy dwa dni, to usłyszałam NIE. A raczej, że możemy wyjechać jakoś w czerwcu z jego znajomymi nad jezioro. Okej, spoko jestem za, pod warunkiem, że nie będę mieć wtedy egzaminu licencjackiego, będę w domu, będziemy jeszcze razem, nie będę pracować, będzie ładna pogoda i że dożyję. Ja chcę teraz! Już! W tej chwili! Wymyśliłam sobie, że jeszcze przed majówką, kiedy wszyscy na hura gdzieś wyjeżdżają, zorganizuję sobie jakąś wycieczkę. Trudno nawet sama. Liczę, że odnajdę zadowolenie nawet z wycieczki w samotności. Od jakiegoś czasu marzy mi się Kraków. Ale tak w pojedynkę to jednak zbyt daleka wyprawa (5 godzin w jedną stronę). Zaczęłam rozglądać się wokół siebie i tak przypomniała mi się Sobótka i góra Ślęża. Jutro zamierzam wybrać się do biblioteki odnaleźć przewodnik. Autobusem jest to zaledwie pół godziny drogi stąd. Chodzenie po górach przy ładnej pogodzie o tej porze roku może być super! Napaliłam się na ten pomysł i nawet nie chce mi się szukać towarzystwa. Pojadę sama kiedy i jak będę chciała. Muszę tylko opracować dokładną trasę wycieczki, zapakować plecak i sprawdzić pogodę! No ładnie się nakręciłam.
P.S. Kupiłam orzeszki dla wiewiórek hihihihihi.