Majówka trwa, a czas na blogu zamarł. Niby nie robię nic konkretnego, a czas przelatuje mi przez palce.
Jestem w domu, spotykam się z K., jeżdżę na rowerze, grilluję, K. wozi mnie skuterem, gotuję obiady dla rodzinki i leniuchuję. Tak w skrócie wygląda mój początek maja.
Wciąż przeżywam huśtawkę nastrojów, od czasu do czasu posprzeczamy się z K., zbyt łatwo się denerwuję i zniechęcam. Nieraz miewam wątpliwości czy wspólne mieszkanie to faktycznie dobry pomysł. Mieszkanie, w którym zamieszkał K. jest w średnim standardzie, a nawet bardzo średnim. Na pewno przekonująca jest cena i to jest chyba jedyny, ale za to bardzo duży plus tego mieszkania. Potrzeba jeszcze dużo pracy, żeby dało się w nim mieszkać, jeśli chodzi o mnie. Jednocześnie czuję się zaangażowana i mam pomysł jak sprawić, żeby to wnętrze stało się bardziej przyjazne i przytulne.
Boję się trochę tych zmian, boję się, że nie podołam, że coś nie wyjdzie. Ale z drugiej strony, w końcu trzeba się sprawdzić, bo jeśli faktycznie mamy przetrwać wszystko to musimy ze sobą być na dobre i złe. Chciałabym po wakacjach napisać tu, że wszystko układa się fajnie, mam pracę, mieszka się spoko i rozpoczynam studia zaoczne. Bardzo poważnie zastanawiam się jednak nad tym, żeby złożyć dokumenty w razie W na studia dzienne...
Postanowiłam, że jak tylko wrócę do Wrocławia, ogarnę co trzeba, spiszę sobie swoje postanowienia, przemyślenia i plany na kartce oraz poinformuję rodziców o mojej decyzji. Wolę nie myśleć jak będę to przeżywać i się stresować, ale CHYBA podjęłam decyzję. Czas najwyższy posłuchać siebie samej. Dać sobie szansę na spełnienie marzeń. Zrobić tak, żeby potem nie żałować, że się nie spróbowało. Nie słuchać rodziców. Nie przejmować się opinią koleżanek. Nie uczestniczyć w wyścigu szczurów. Nie robić nic na siłę, tylko dlatego, że wypada, bo tak teraz trzeba. Zrobić coś dla siebie, miłości i swojego szczęścia. Wybrać to, co naprawdę jest ważne w życiu, MOIM ŻYCIU.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz