poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Kocha, nie kocha, kocha, nie kocha, kocha?

Potrzebuje porządnego kopa w dupę. Potrzebuje kogoś kto mną potrząśnie i zmotywuje do działania. Straciłam chęci i wiarę w jakiekolwiek działania. Nie chce mi się pisać pracy licencjackiej, a do tej pory mi tak dobrze szło. Mam mnóstwo wolnego czasu, powinnam to skończyć w ciągu dwóch dni. Nie chce mi się nawet szukać pracy. Jestem pozbawiona jakichkolwiek pokładów energii, a jeśli nawet coś w sobie odnajdę to na chwilę. Próbuję znaleźć jakiś stymulujący bodziec, ale nie umiem...
W sobotę miał przyjechać do mnie K. Wyobrażałam sobie jak cudownie będzie spędzić ze sobą kilka dni. Naprawdę ze sobą, bo nawet kiedy jestem w domu widzimy się kilka chwil. Pogoda przyszła w porę. Moglibyśmy pójść na spacer. Mieliśmy razem gotować. Wybierać dla niego nowe ciuchy. Potrzebowałam, żeby pobył ze mną więcej niż normalnie. Liczyłam, że może wspólnie spędzony czas doda mi sił i napędzi do działania. Chciałam, żeby zajął się mną po operacji, choć tak naprawdę nie potrzebuję pielęgniarskiej opieki, tu chodzi o gest. Marzyłam, że odbijemy sobie niedoszły wypad do Zakopanego, jego urlop i pobyt w szpitalu. Nie oczekiwałam wiele, 3-4 dni. A on nie przyjechał. Bo mu się nie chciało. Nie chce mu się i wszystko mu jedno. Potem mi opowiadał, że ma jakiś kryzys, depresję, być może spowodowaną przedłużającym się zwolnieniem lekarskim. Okej, coś w tym jest, od kilku tygodni nie jest sobą i to, że czasem mnie wkurza jest normą, tak teraz przechodzi wszelkie granice. Ale co z tego skoro następnego dnia słyszę po jego głosie, że jest wszystko dobrze, że czuje się lepiej. Jak mam się czuć kiedy przeżywam to, że mnie odrzucił, a on sobie idzie na działkę, robi grilla, idzie na plażę, pije piwo. I wszystko jest pięknie, świeci słońce, ma towarzystwo. Jakoś nie przypominam sobie, żeby mi mówił, że jest mu dobrze, a do szczęścia brakuje mu tylko mnie.
Cały czas mam zadrę w sercu, że mnie tak bez sensu odrzucił. W moich oczach, zamiast mnie wybiera coś innego. Nie potrafię się z tym pogodzić. Biję się z myślami co zrobić. Czy opłacało mi się i czy nadal mi się opłaca rezygnować z czegoś na rzecz niego? Może w końcu powinnam posłuchać jego rad, że już dawno powinnam go rzucić? Czasem sobie myślę, że jemu faktycznie jest wszystko jedno. A ja jak idiotka kocham tego człowieka i jestem nieszczęśliwa, kiedy nie ma go przy mnie. Nie potrafię cieszyć się najpiękniejszym dniem w samotności. Nie umiem i nie chce już żyć na odległość. Choćby nie wiem co, muszę w końcu zdecydować, poświęcić się zupełnie nie oczekując zbyt wiele z drugiej strony albo odciąć się, odciąć się kompletnie i ułożyć swoje życie na nowo gdzieś hen daleko.

2 komentarze:

  1. To zrezygnowanie i niechęć to może przez wiosnę? :) Jak jest taka pogoda to wszystkiego się odechciewa.
    To co napisałaś o K. znam na pamięć :/
    Mój A. też ma masę wolnego czasu, ale żeby przyjechać do mnie to nie - nie chce mu się mimo, że pociągiem ma do mnie 9 minut. Też ciągle bręczy, że w jego życiu nic nie ma sensu, że jest wielce nieszczęśliwy.
    Wolne wiosenne chwile i pierwsze ciepłe promienie słońca łapie z kolegami, wczoraj siedzieli sobie nad wodą. A do mnie ma pretensje, że czepiam się że koledzy są ważniejsi niż ja. Totalnie nie czuje żeby mu na mnie zależało, mam wrażenie że wszystko ma w dupie. A też go strasznie kocham choć czasem zastanawiam się jaki to ma sens... Mieszkamy zaledwie rzut beretem od siebie a nie widzieliśmy się ponad tydzień mimo że on nie robi doslownie NIC :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba jednak wszyscy faceci są beznadziejni :)

      Usuń